Wczoraj rano wstałyśmy o 7, przemiła PaniTajka zrobiła nam na śniadanko musli z jogurtem i ze świeżymi soczystymi owocami. O 8:00 pod nasz Guesthouse podjechało typowe w Chiang Mai turystczyne autko, żeby zabrać nas na wykupioną wczoraj wycieczkę - trekking. Po około godzinie drogi wylądowaliśmy w miejscu gdzie można było podziwiać motyle i kwiaty, którymi Tajowie szczycą się najbardziej - orchidee. Nasz pan przewodnik podpisał każdego na przedramieniu - imieniem po tajsku. Nie wiem w jakim celu, ale to pismo jest tak cudowne, że najchętniej zrobiłabym sobie tatuaż w tym stylu!
Po kolejnych kilometrach pokonywanych przez azjatyckie wioski, pagórki i zakręty, znaleźliśmy się w miejscu gdzie mogliśmy zaprzyjaźnić się ze słoniami. Byłam zaachwycona, same słonie też okazały się przyjazne :)
W końcu przyszedł czas na spacer na grzbiecie słoni. Jak tylko usłyszałam KTO CHCE JECHAĆ NA SZYI, wyrwałam się jak poparzona. Chwilę później tego żałowałam, bo wysokość była ogromna, nie było się czego złapać a jak zaczął się poruszać to myślałam, że zemdleję ze strachu! Musiałam szybko sobie przypomnieć jak się jeździ konno, złapać równowagę, wyluzować.. i po jakiś 10 minutach paniki i pewności, że zaraz spadnę, poczułam się jak w raaaaju :))))
Najbardziej szalona była przeprawa przez rzekę, a najprzyjemniejsze momenty kiedy słoń nabierał wodę w trąbę i nas chlapał :)
Po trwającej około pół godziny przejażdżce udaliśmy się na 4km przeprawę przez dżunglę, która okazała się w większości wspinaczką w 40 stopniach Celsjusza. Lało się z nas bardziej niż na jakiejkolwiek saunie. Pan przewodnik zrobił nam czapeczki z liści, chroniące przed słońcem. W miejscu docelowym nadeszło zbawienie, lodowaty cudowny wodospad, gdzie mogliśmy się kąpąć i relaksować. Na drugim zdjęciu poniżej nasza wycieczkowa ekipa z Niemiec Litwy i Argentyny.
Po powrocie z tropikalnego lasu czekał na nas lunch a następnie rafting na pontonach i bambusach. Było taaak śmiesznie, że nie mieliśmy aż siły wiosłować. Na zdjęciu tego nie widać ale pokonywaliśmy mnóstwo głazów, wirów, spadów. Wszystkim serdecznie polecam!
Wieczorem wybrałyśmy się na miasto na kolację. Zjadłam zupę nr 1 w Tajlandii - Tom yam kung, która zaraz obok zupy na mleku kokosowym jest dla mnie najlepsza. W składzie znajdziemy krewetki tygrysie, kalmary, trawę cytrynową, liście limonki kafir, galangal, grzyby, pomidorki, chilli, cebulkę, słodką bazylię, liście kolendry. Aaa uwielbiam!!! Zamówiłyśmy też kalmary panierowane w tempurze z limonką kafir. Ochhh...
To był cuuudowny dzień pełen wrażeń. Dzisiaj rano byłyśmy na kursie tajskiego gotowania (o czym będzie w następnym poście) a za chwilkę wypożyczamy rowery i cieszymy się ostatnim dniem w Chiang Mai. Jutro lecimy na południe Tajlandii... to będzie czas na wyspy, relaks i chwytanie słońca :))
Ale czad :D
OdpowiedzUsuńsuper, czekam na kolejne wpisy ;)
OdpowiedzUsuńOMG super!! A skąd ty się w ogóle wzięłaś w Tajlandii?!
OdpowiedzUsuńaa spełniam listę marzeń :))
UsuńWyjechałaś z jakimś biurem podróży czy na własną rękę? ;)
OdpowiedzUsuńna własną :)
Usuńzrobisz jakieś podsumowanie wyjazdu? jak coś tak wspaniałego zorganizować i ile pieniędzy mniej więcej trzeba na to przeznaczyć? :) Baw się dobrze :) mega zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wypad :)
OdpowiedzUsuńWydaje się, że obok miejsca wypoczynku, dzięki za dzielenie
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, bije z nich mnóstwo pozytywnej energii. :)
OdpowiedzUsuńMiłej dalszej części podróży!
Jakie szczepienia zrobiłaś przed wyjazdem?
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia, zazdroszczę wyprawy do Tajlandii!
OdpowiedzUsuńszkoda mi tego slonia... :/
OdpowiedzUsuńHahaha, jaki macie sprytny i szczwany sprzęt do selfie :D
OdpowiedzUsuńcooo za podórż! zazdroszczę :) ja wybieram sie do Holandii. Niby do pracy, ale zwiedzać też zamierzam!
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia! zazdroszczę takich wspomnień!
OdpowiedzUsuńz jakiego biura wykupilyscie ta wycieczke trekkingowa w chaing mai ?
OdpowiedzUsuń